Powrót do Polski mieliśmy z drobnymi przygodami. Najpierw, po dojechaniu do lotniska (krajowego) pod Szanghajem, okazało się że jeden z uczestników naszej wycieczki za bardzo „znieczulił” się przed podróżą i nie można było go dobudzić. Kiedy wreszcie udało się wydobyć go z autokaru okazało się, że nie jest w stanie ustać na nogach, nie mówiąc już o poruszaniu się. Został więc „przeciągnięty” przez kontrole lotniskowe z dużą pomocą innych osób, a Chińczycy mieli z tego niezły ubaw. Istniało jednak bardzo duże ryzyko, że nie zostanie wpuszczony na pokład i odlecimy bez niego. Na szczęście dla niego Chińczycy uznali, że jeszcze większym problemem byłoby dla nich, gdyby osoba, z którą trudno byłoby się dogadać nawet po wytrzeźwieniu, pozostała u nich i przymknęli oko.
Przy nadawaniu bagażu okazało się, że prawie co druga osoba została zaproszona do dodatkowej kontroli i otwarcia walizek. My mieliśmy szczęście. Kiedy po ponad dwóch godzinach oczekiwania nadeszła godzina boardingu (21:10) okazało się, że z niewiadomych przyczyn nasz lot do Pekinu o 21:50 jest opóźniony. Pracownicy przy bramce początkowo nie byli w stanie podać żadnych informacji. W końcu okazało się, że opóźnienie ma wynieść minimum 2 godziny - więc nasza przesiadka na samolot z Pekinu do Warszawy była poważnie zagrożona. Zaczęto rozdawać nam drobny posiłek - zapowiadało się nieciekawie, z perspektywą przebukowywania biletów na inne loty z Pekinu (zapewne z dalszymi przesiadkami w Europie lub Dubaju). Na szczęście chwilę po rozdaniu posiłku niespodziewanie otwarto bramki i z opóźnieniem „zaledwie” półtorej godziny ok. 23:20 wystartowaliśmy z Szanghaju. Nie wiem jak to zrobili chińscy piloci, ale zamiast lecieć 3h i 10 minut wylądowaliśmy w Pekinie pół godziny szybciej! (Być może ominęło nas, zwykle czasochłonne, krążenie nad zatłoczonym lotniskiem.) Z powodu tego opóźnienia pobyt na lotnisku w Pekinie (ok. 70 minut) zleciał dość szybko - właściwie był tylko czas na przemieszczenie się z jednej części terminala na drugą (znów kolejką), odprawę graniczną, krótką chwilę na toaletę i już wchodziliśmy do kolejnego samolotu, który tym razem wystartował punktualnie (ok. 3:00).
W locie powrotnym, przez zmianę czasu wstecz, teoretycznie zyskaliśmy 6 godzin - lądowaliśmy ok. 12:00 czasu chińskiego, czyli 6:00 naszego. (Lot powrotny trwał 9h - o godzinę dłużej niż do Chin - to normalne, ze względu na dominujący kierunek wiatru na wysokościach przelotowych.) Niestety z powodu głośnego i nadzwyczaj ruchliwego półtoralatka za naszymi plecami (kopiącego nasze fotele), zamiast przespać całą noc, mogliśmy się tylko trochę zdrzemnąć. Ale i tak podróż była mniej męcząca niż w tamtą stronę, a po wylądowaniu rodzice młodziana przeprosili nas za jego uciążliwość. Tym razem podczas lotu dostaliśy tylko jeden posiłek - śniadanie: do wyboru chińskie lub europejskie. Chińskiej kuchni mieliśmy już trochę dosyć! Po zaledwie pół godziny od wylądowania na Okęciu odjeżdżaliśmy już autem sprzed lotniska - w ostatni, 3-godziny etap naszej podróży.