Program tej wycieczki, w stosunku do innych wycieczek, na których byliśmy wcześniej, ma jedną wielką zaletę - nie trzeba bardzo wcześnie wstawać (poza jednym wyjątkiem) - przeważnie opuszczaliśmy hotel między godz. 8 a 9. A tego dnia dodatkowo nie musieliśmy się pakować, bo zostaniemy w tym hotelu na jeszcze jedną noc. Ktoś w opiniach do tej wycieczki pisał, że wszystkie trzy posiłki w ciągu dnia są takie same (tyle że śniadanie są w formie bufetu). Nie mogę się z tym zgodzić - obiady i kolacje - owszem, identyczne. Ale na śniadania więcej było surowych warzyw, mniej ciepłych dań, jaja gotowane i smażone, pierożki w rosole (lub podobnej zupie) i małe pyzy z różnym nadzieniem, gotowane na parze. Czasami też jakieś europejskie pieczywo. W hotelowej restauracji było dość tłoczno, więc usiedliśmy przy jednym stoliku z Chińczykami. Była to pierwsza okazja zobaczenia z bliska jak jedzą, a zwłaszcza jak posługują się pałeczkami (chyba pierwszy raz w życiu widziałem jak się je pałeczkami ugotowane jajko).
Dzisiaj mamy w planie okolice Pekinu - w promieniu 45km od centrum (większość z tych miejsc jest w zasięgu metra). Ponownie jedziemy przez ścisłe centrum, z dużą liczbą nowoczesnych wieżowców. Wiele z nich jest jeszcze w budowie - Pekin wciąż się rozbudowuje i unowocześnia. W oddali, dla kontrastu, równie wysokie bloki, ale jakże inne: „starego typu” smukłe, 30-piętrowe, szare bloki mieszkalne, chyba jeszcze z ubiegłego wieku, stojące jeden przy drugim, w bliskich odległościach od siebie. Mijamy najwyższy budynek stolicy: China Zun (Chińska Waza) - 528m (108 pięter nadziemnych +8 podziemnych), wyraźnie wyróżniający się swoim rozmiarem. Dopiero ukończony, niebawem będzie oddany do użytku. Jak często w Chinach, jest to budynek o wielu przeznaczeniach - oprócz części biurowej (60 pięter), na 20 piętrach znajdą się luksusowe apartamenty, a na innych 20 - 300 pokoi hotelowych. Kawałek dalej futurystyczny „dziurawy” gmach Centralnej Telewizji Chińskiej - CCTV (tzw. wielkie portki albo „gacie”). Zdjęcia robione pod słońce, zza ciemnych okien pędzącego autokaru, nie wyszły za dobrze...
Pałac Letni (Yíhéyuán) (MAPA)
Po wyjściu z autokaru natykamy się na stoisko z oryginalnymi przekąskami: pieczone na patyku skorpiony, skolopendry, koniki morskie, jakieś larwy... Dla nas to zupełna egzotyka, ale jestem ciekaw czy dla chińskich turystów z prowincji też? Czy może raczej dla nich to „chleb powszedni”? Chińczycy chwalą się, że jedzą wszystko co ma nogi, pływa i lata. Za wyjątkiem stołu i krzesła, statku i samolotu. (Zwolennicy kuchni kantońskiej dodadzą jeszcze, że: jedzą wszystko co chodzi na ścianie, za wyjątkiem zegara.) To zamiłowanie do jedzenia dzikich, nieprzebadanych zwierząt spowodowało wybuch pół roku później (styczeń 2020 r.) epidemi groźnego dla ludzi koronawirusa, która w ciągu kilku tygodni rozeszła się na cały świat zabijając miliony ludzi (1,8 mln w pierwszym roku). Zobacz: PANDEMIA KORONAWIRUSA.
Pałac Letni to jedna z największych atrakcji, nie tylko w Pekinie, ale w całych Chinach, więc przez okrągły rok jest tu zawsze wielu turystów, prawie wyłącznie chińskich. Bramy wejściowej strzegą qiliny ([czyliny]) - zwierzęta z mitologii chińskiej, w literaturze zachodniej czasem nieprecyzyjnie nazywane chińskim jednorożcem. Niekiedy przedstawiane były z głową smoka, rogami jelenia, łuskami ryby, kopytami wołu albo ogonem lwa. Pojawienie się qilina uważane było za dobry znak, symbol łaski Niebios, ukazywał się bowiem tylko tam, gdzie ludzie żyli uczciwie i panowała harmonia. My je będziemy spotykać bardzo często podczas naszej wycieczki.
Niech nikogo nie zmyli nazwa – Pałac Letni to nie jest po prostu jeden duży budynek wypełniony pamiątkami po cesarzach. To ogromny kompleks, zajmujący powierzchnię niemal 300ha, z czego trzy czwarte zajmuje sztucznie powiększone jezioro Kunming, nad którym góruje Wzgórze Długowieczności. Na terenie całego parku (jest tu bardzo zielono) znajduje się mnóstwo ciekawych budynków i budowli, pawilonów, świątyń, ogrodów i altanek. Jego projektant, zachodni misjonarz, podobno wzorował się na Wesalu. Można by nawet uznać to za bardzo romantyczne miejsce, gdyby nie straszliwe tłumy, które się tutaj przewijają. Pałac powstał jako miejsce letniego odpoczynku cesarzy z dynastii Qing [czing] (dla jasności: to jedna z dwóch „obcych” dynastii w dziejach Chin - mandżurska - i jednocześnie ostatnia). Chiński Imperator Qianlong [czianlong] ofiarował go swojej matce z okazji jej 70. urodzin (w 1752 r.). Zanim jednak to zrobił okolica uległa wielkiemu przeobrażeniu: pogłębiono i powiększono jezioro, a z wybranej ziemi usypano Wzgórze Długowieczności (60m). Wybudowaną rezydencję nazwano Ogrodem Czystych Fal (Qingyiyuan). W następnych latach przeprowadzono rozbudowę parku i budowli - m.in powstał kanał łączący pałac z centrum miasta. Qingyiyuan doznał poważnych zniszczeń podczas interwencji wojsk angielsko-francuskich w trakcie II Wojny Opiumowej, w 1860 roku. Na polecenie brytyjskiego Wysokiego Komisarza w Chinach - Lorda Elgina, rozkradziono a potem spalono pałac. Znane nazwisko? Miłośnikom Grecji - z pewnością. To syn tego wandala, który rozkradł i zniszczył Ateński Partenon. Podobno zemścił się w ten sposób za tortury i zabójstwo dwóch brytyjskich wysłanników, dziennikarza The Times i ich eskorty, którzy mieli negocjować poddanie się Chin. Do dzisiaj jest to powodem głębokiej, niezagojonej rany w stosunkach chińsko-brytyjskich, o której większość Brytyjczyków nic nie wie, ale która powoduje wielki ból w Chinach (to temat wielu filmów czy debat społecznościowych).
Odbudowy pałacu podjęła się cesarzowa Cixi [cisi] - znan też jako Cesarzowa Wdowa albo Cesarzowa Orchidea albo Stara Budda. To bardzo ciekawa postać, bo to ona faktycznie władała cesarstwem przez blisko pół wieku. Po śmierci cesarza Xianfenga (którego była nałożnicą) w 1861 r. objęła regencję w imieniu ich małoletniego syna i sprawowała ją do 1873 roku, sprawując faktyczne rządy nad państwem. Kiedy jej syn zostałał w końcu pełnoprawnym cesarzem (Tongzhi), podpadł matce i dwa lata później zmarł (wraz ze świeżo poślubioną żoną) w tajemniczych okolicznościach - prawdopodbnie otruty na zlecenie mamusi. Dzień wcześniej wydał bowiem edykt odsuwający Cixi od ewentualnej regencji, który nie zdążył wejść w życie - podobno spalony przez mamusię na jego oczach. Po jego śmierci Cixi doprowadziła do sukcesji władzy na rzecz swojego 4-letniego siotrzeńca - Guangxu. Będąc regentką młodego cesarza znów faktycznie rządziła cesarstwem. Wydała na odbudowę pałacu fundusze, przeznaczone na rozwój floty oraz dodatkowe, uzyskane z handlu urzędami. Budowa, zakończona pod koniec XIXw, pochłonęła 22 milionów taeli (sztuk srebra) i zrujnowała chiński skarb. Według moich obliczeń było to ponad 800 ton srebra! Szczytem rozrzutności Cixi i chyba jakąś złośliwością, było przeznaczenie sporej części środków na budowę marmurowej łodzi, stojącej bezproduktywnie przy brzegu jeziora (nie pełniła żadnej funkcji - taki kaprys cesarzowej: łódź zamiast floty). Pałac nazwano wtedy Yiheyuan - Ogród Pielęgnowania Harmonii i taką nazwę nosi do dzisiaj. Guangxu dorósł i odzyskał władzę, ale na tyle słabą, że kiedy postanowił wprowadzić reformy („sto dni reform”), ciocia Cixi uwięziła go w areszcie domowym w Pałacu Letnim (w 1898 r.), a zwolenników reform stracono lub uwięziono. Cixi ponownie mogła rządzić, aż do swojej śmierci w 1908 r. Dzień wcześniej zmarł Guangxu - prawdopodonie otruty na jej polecenie, żeby nie mógł powrócić na tron po jej śmierci. Po nim, zgodnie z wolą cesarzowej, władzę odziedziczył zaledwie dwuletni Puyi - znany jako ostatni cesarz Chin. Zmuszono go wkrótce do abdykacji, potem przez jakiś czas był cesarzem marionetkowego państwa Mandżukuo, a od 1945 roku był więźniem – najpierw radzieckim, a potem chińskim. Po uwolnieniu w 1959 roku został zwykłym obywatelem Chińskiej Republiki Ludowej i pracował jako ogrodnik, a potem archiwista. A Pałac Letni podczas tych burzliwych w Chinach lat, został mocno zniszczony i dopiero w latach '50 ubiegłego wieku został odrestaurowany i udostępniony zwiedzającym. W 1998 UNESCO włączyło Yiheyuan na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości.
Głównym wejściem do Yiheyuanu jest Brama Wschodnia, z której i my skorzystaliśmy. Pomiędzy nią, a brzegiem jeziora, skąd rozpościera się piękny widok i na nie, i na Wzgórze Długowieczności, a także dalszą okolicę, napotkaliśmy kilku sędziwych Chińczyków długimi pędzlami malujących wodą na posadzce chińskie znaki. Podobno to samozwańcza inicjatywa - panowie z nudów przychodzą tu i wymyślają wiersze, które zapisują na ziemi. Jeden z nich wyraźnie się ożywił na nasz widok i zaczął kaligrafować na nasz temat, pokazując np. jak wygląda słowo Polska. Niedaleko od tego miejsca znajdują się dawne rezydencje Cixi. Największa z nich, to Pałac Dobroczynności i Długowieczności (Renshoudian), który służył jako miejsce audiencji - zatrzymaliśmy się tu na chwilę w cieniu, słuchając opowieści naszej pilotki (streściłem to mniej-więcej w poprzednich dwóch akapitach). Nieopodal niego, nad brzegiem jeziora, wznosi się Pałac Nefrytowych Fal (Yulantang), w którym więziony był Guangxu. My jednak do niego nie weszliśmy, tylko kierując się wzdłuż brzegu jeziora, za Pawilonem Szczęśliwości i Długowieczności, ponad kilometrowym, pokrytym dachem gankiem, zwanym Długim Korytarzem przeszliśmy w kierunku wzgórza.
Teraz mogliśmy zwiedzać sami, umówieni na zbiórkę przy marmurowej łodzi Cixi. Wkorzystaliśmy ten czas na wdrapanie się stromymi schodami najwyżej jak się dało na Wzgórze Długowieczności. Dobrze, że wcześniej w autokarze wymieniliśmy dolary na yuany, bo wstęp tam okazał się płatny. (Wymiana dolarów u przewodników realizowana jest po stosunkowo dobrym kursie, a co ważnie: bezpiecznie, bo Chiny mają trochę problemów z nielegalnymi banknotami - trzeba pamiętać, że wymienić można tylko dolary wyemitowane po 1996 r. - z dużymi portretami prezydentów w owalach, lub te najnowsze, bez owali.) Przechodziliśmy przez składający się z kilku pawilonów, rozmieszczonych na kolejnych poziomach Pałac Rozwianych Obłoków i Pagody Kadzidła Buddy - to najstarsze budowle kompleksu. Przy okazji: proszę zwrócić uwagę na ciekawe nazewnictwo tych wszystkich pałaców, pawilonów itp. - pod tym względem Chińczycy to prawdziwi artyści. Do najwyżej położonego obiektu: Świątyni Tybetańskiej już nie doszliśmy - było za mało czasu, a schodzący stamtąd mówili, że jest zamknięta. Ale nam wystarczyły wspaniałe widoki z tarasów pagody: na czerwone dachy Pałacu Rozwianych Obłoków pośród zieleni drzew, jezioro z wyspą, na której wznosi się Świątynia Króla Smoka (z wcześniejszej dynastii - Ming), połączone z lądem kamiennym Mostem o Siedemnastu Przęsłach. I wreszcie na majaczące na horyzoncie drapcze chmur centrum Pekinu. Tak nam się tam podobało... że spóźniliśmy się na zbiórkę 😀 Spędziliśmy w Letnim Pałacu zaledwie 2 godziny, a można by tam spędzić cały dzień - nie tylko na spacerach, ale choćby na rejsie łodzią czy rowerem wodnym. To naprawdę wyjątkowe miejsce, niestety bardzo zatłoczone, co istotnie obniża przyjemność pobytu (a przypominam: byliśmy tam w „dołku” aktywności turystycznej!).
Droga Duchów (Shendao) (PLAN)
Przemieszczamy się autokarem do innej części Pekinu, a przy okazji podróżujemy też w czasie, cofając się o pięć wieków, do początków poprzedniej dynastii Ming (XIV-XVIIw). To znów czasy cesarza Yongle (Świątynia Nieba i Zakazane Miasto) - jednego z najważniejszych władców Chin. Około 50 km na północ od centrum miasta znajduje się dolina, w której na wielkim obszarze (ok. 40km2) znajdują się groby większości (13 z 16) cesarzy z dynastii Ming. Założyciel dynastii – cesarz Hongwu (1368-1398) został pochowany w mauzoleum Ming Xiaoling nieopodal Nankinu, który wówczas był stolicą imperium. Dwóch innych cesarzy nie ma tu grobów – jeden z nich to uzurpator, a drugi (Jianwen) zaginął w walce i nie odnaleziono jego ciała. Cesarz Yongle (1402-1424), był synem Hongwu, ale przed nim do sukcesji tronu byli inni krewni. Po śmierci Hongwu nowym władcą został jego wnuk, a bratanek Yongle – Jianwen. W chwili śmierci swojego ojca Yongle rezydował w Pekinie, będąc dowódcą wojsk strzegących północnej granicy. Wykorzystał swoją pozycję i po niemal czteroletniej, krwawej wojnie domowej, zdobył Nankin i obalił prawowitego następcę tronu. Ciała Jianwena nie odnaleziono i istnieją teorie, że uciekł z płonącego pałacu i resztę życia spędził jako biedny mnich. A ponieważ rządził zaledwie 4 lata i nie miał żadnych dokonań, czasem za bezpośredniego następcę Hongwu uważa się Yongle.
Yongle przeniósł stolicę z Nankinu do Pekinu, budując tam swoją rezydencję: Zakazane Miasto. Miał wówczas czterdzieści kilka lat, ale już postanowił o wybudowaniu dla siebie grobowca. Miejsce na cesarską nekropolię, położoną w kotlinie otoczonej z trzech stron górami, wybrano ściśle według zasad feng shui (starożytna praktyka planowania przestrzeni w celu osiągnięcia zgodności ze środowiskiem naturalnym i mitycznymi stworami, które uważanao za realne). Od północy chroniona jest przed złymi duchami łańcuchem wzgórz Tianshoushan. Ponieważ dawniej na tym obszarze zabroniony był wyrąb lasów i uprawa ziemi, wzgórza te porośnięte są starodrzewem. Po bokach kotlinę zamykają wzgórza Longshan (Góry Smoka) i Hushan (Góry Tygrysa). Przerwa między wzgórzami od południa zamknięta jest ceglanym murem, którego bez zezwolenia nie wolno było przekraczać żadnemu śmiertelnikowi. Straż nad grobowcami trzymał garnizon wojskowy stacjonujący w pobliżu. Kolejni władcy też mieszkali w Pekinie, więc też tu budowali swoje grobowce, choć nie tak wspaniałe jak ten pierwszy. W chwili obecnej jedynie trzy groby są odrestaurowane i dostępne dla zwiedzających: Changling, Dingling i Zhaoling. Niestety my nie mieliśmy tego w programie - trudno mi więc powiedzieć ile straciliśmy. Mogliśmy jedynie przespacerować się fragmentem Drogi Duchów: od pierwszej, Czerwonej Bramy, aż do ceglanego muru u wejścia doliny. Cała droga miała 7 km długości, ale obecnie jej większość znika gdzieś pomiędzy prywatnymi parcelami. W dobrym stanie jest jedynie kilkusetmetrowy odcinek za Pawilonem Steli.
Za oknem autokaru mignęła nam Biała Brama, wykonana z białego marmuru - pierwsza budowla kompleksu. Kolejna była Czerwona Brama, przy której kiedyś trzeba było zsiąść z konia i dalej iść pieszo. Za nią rozpoczynała się właściwa Droga Duchów (Shendao) którą my także wyruszyliśmy pieszo w kierunku doliny grobów. Kawałek za bramą znajduje się Pawilon Steli, z umieszczoną wewnątrz tablicą dziękczynną na grzbiecie kamiennego żółwia. Przy każdym z narożników Pawilonu Steli znajduje się marmurowa kolumna zwieńczona rzeźbą mitycznego zwierzęcia, zaś po obydwu stronach drogi znajdują się dwie kolumny ozdobione wyobrażeniami chmur. Dalszy, dwukilometrowy odcinek Drogi Duchów ozdobiony jest po bokach posągami zwierząt, ustawionymi w 12 par. To zarówno realne zwierzęta (słonie, wielbłądy, konie), jak i mityczne (qilin, xiezhi - hybryda lwa i smoka). Za nimi znajduje się 12 posągów mandarynów. Wszystkie te postacie miały strzec grobowców - mandaryni w dzień, a zwierzęta podobno ożywały nocą. Koniec drogi duchów wieńczy wykuta w marmurze ozdobna Brama Smoka i Feniksa. Tu niestety nasz spacer dobiegł końca, a tylko kawałeczek dalej jest ceglany mur, broniący niegdyś wstępu do doliny.
Za murem droga wiedzie dalej. Największym i najlepiej zachowany ze wszystkich 13 grobowców jest Changling - miejsce spoczynku cesarza Yongle i jego żony (podobno pochowanej żywcem wraz z nim). Wejście do niego stanowi potrójna brama. Wewnątrz znajduje się porośnięty sosnami podwórze, pośrodku którego wznosi się Pawilon Stałych Łask. Dalej przechodzi się na kolejne podwórze, pośrodku którego wznosi się marmurowa brama oraz ołtarz ofiarny. Na końcu tego podwórza dochodzi się do Wieży Steli. W tej wznoszącej się na licowanej kamieniem pagodzie znajduje się kopia tabliczki z wyrytym imieniem cesarza Yongle. Dalej wznosi się porośnięty drzewami kopiec grobowy, otoczony blankowanym murem. W pobliżu znajdują się również groby szesnastu konkubin, które w zaświatach miały służyć swojemu zmarłemu panu. Wnętrze grobowca Yongle nie zostało dotychczas przebadane i nadal pozostaje zamknięte dla zwiedzających. Wpisanie kompleksu na listę światowego dziedzictwa UNESCO spowodowało decyzję o podjęciu prac renowacyjnych przy nieodrestaurowanych wcześniej grobowcach. Część już odrestaurowano, nie udostępniono ich jednak turystom - podobnie będzie z kolejnymi. Długa zwłoka z rozpoczęciem tych prac wiąże się zapewne z chińskim kultem duchów przodków. Chińczycy wierzą, że nie wolno zakłócać im spokoju i niechętni byli wykopaliskom w tym miejscu. Dopiero wsparcie z UNESCO ich do tego zmobilizowało. Ta obawa przed duchami jest tak wielka, że niewielu chińskich turystów odwiedza cesarskie groby, a kiedy zbliża się zmierzch, szybko opuszczają też Drogę Duchów.
Wielki Mur Chiński (MAPA)
Wokół Wielkiego Muru Chińskiego narosło wiele mitów. Przede wszystkim to nie jest jeden wielki jednolity obiekt. To raczej zlepek różnych systemów obronnych składających się nie tylko z samego muru, ale także z zapór naturalnych (rzeki, wzgórza), sieci fortów i wież obserwacyjnych. Sam mur też nie jest jednolity, to połączenie różnych fragmentów muru budowanych w bardzo różnych epokach, z różnych materiałów. I wcale nie w postaci jednego długiego „węża”, bo składa się też z wielu odnóg. Nie jest też „jedyną budowlą widzianą z Księżyca”, jak niektórzy twierdzą. W ogóle go z Księżyca nie widać, za to jest widoczny z niższych orbit Ziemi (np. ze stacji kosmicznej – ISS). Ale oprócz niego widać też inne budowle wzniesione przez ludzi np. autostrady czy zapory. Wielki Mur Chiński nazywany bywa najdłuższym cmentarzyskiem świata ze względu na ogromną liczbę ludzi, którzy zginęli przy jego budowie. Nieprawdą jest jednak inny powszechny mit, jakoby zmarłych grzebano wewnątrz muru. Gdyby tak było, tworzące się „bańki" gazów doprowadziłyby do wyraźnego osłabienia i naruszenia konstrukcji. Faktem jednak jest, że grzebano jego budowniczych w pobliżu muru – do dziś znajdowane są szczątki ludzkie. Mitem jest też, że był skuteczną ochroną Państwa Środka przed najazdami barbarzyńców. Owszem, bronił przed pomniejszymi grupami napastników, ale przeciwko dobrze zorganizowanej armii nie miał szans. Mongołowie pod wodzą Dżyngis-Chana nie mieli najmniejszego problemu z podbojem Chin. Armia mongolska zwyczajnie obchodziła mur, korzystając z faktu, że nie była to ciągła struktura. Mitem jest też, że była to struktura tylko obronna. Wiele jego części budowano jako zabezpieczenie nowo zagarniętych ziem. Był też system wczesnego ostrzegania – z rozmieszczonych co 100m wieżyczek przekazywano sobie błyskawicznie sygnały – w dzień za pomocą dymu, a w nocy – ognia. Mur był też wykorzystywany jako trakt, do przemieszczania się wojsk i zaopatrzenia.
Powyższe mity nie umniejszają jednak jego wielkości i znaczenia w historii Chin. Czym więc jest Wielki Mur? To najdłuższa na Ziemi budowla wzniesiona ludzką ręką – różne fragmenty muru liczyły łącznie ponad 6200km (plus ponad 2500m naturalnych barier i rowów), meandrując na długości 2400km – od Morza Chińskiego, po Pustynię Gobi. Pierwsze fragmenty muru postały za czasów pierwszej dynastii zjednoczonego cesarstwa – Qin, w III w. p.n.e. Miała to być zarówno zapora przed najazdem, jak i symbol potęgi władcy. Podobno w tym okresie przy budowie miało zginąć z wycieńczenia ok. miliona robotników, ale nie ma na to jednoznacznego potwierdzenia. Za czasów kolejnej dynastii Han (III w. p.n.e - III w. n.e.) kontynuowano budowę bardziej na północy i zachodzie, traktując mur jako narzędzie defensywne – umocnioną granicę nowych terytoriów. Przez długi czas mur budowany był z cegieł robionych z wysuszonego błota oraz z drewna i kamieni. W kolejnych wiekach z mniejszym zapałem. Dopiero dynastia Ming (XIV-XVII w.) postanowiła zbudować, w oparciu o wciąż istniejące fragmenty starożytnego muru, ciągły system fortyfikacji – od granic Korei aż po pustynię Gobi. Dopiero co przegonili z Chin Mongołów i chcieli się zabezpieczyć przed kolejną podobną inwazją. Teraz głównym budulcem stały się gliniane cegły wypalane na miejscu budowy, a obłożony nimi ziemny wał stawiano na kamiennym fundamencie. Było to o wiele trwalsze, więc obecne pozostałości Wielkiego Muru pochodzą głównie z tego okresu i właśnie takie mogliśmy zobaczyć. (Pierwsi podróżnicy, którzy dotarli z Zachodu do Chin w XIII i XIV w., też zobaczyli budowlę zbudowaną przez Mingów, a ponieważ usłyszeli, że mur powstawał już 2 tys. lat wcześniej, błędnie przyjęli, że tak budowano przez cały czas.)
Szerokość muru u podstaw wynosi ok. 6,5 m, zaś wysokość 9 m. Na górze mur ma 5,5 m szerokości - wystarczająco, aby mogła po nim maszerować piechota po 10 żołnierzy w szeregu albo kawaleria po 5 koni w szeregu. Na wyposażenie muru składają się liczne wieże obronne, strażnice oraz pomieszczenia magazynowe na amunicję i żywność. W zamierzeniach projektantów co 100 metrów miała być wieża strażnicza, ale w praktyce nie zawsze się to udawało. System obronny składał się nie tylko z samego muru, ale także z przylegających do niego osad nadgranicznych, faktorii handlowych oraz szerokiego na blisko 1 km pasa „spalonej” ziemi. W szczytowym momencie budowania pracowało przy nim 3,5 mln osób — niewolników, skazańców i rekrutów, a także chłopów. Po pokonaniu w XVII wieku dynastii Ming przez Mandżurów, mur znalazł się wewnątrz państwa i efekcie tego stracił jakiekolwiek znaczenie strategiczne. Niszczał w sposób naturalny, cegły były rozkradane przez okolicznych mieszkańców, a w czasie rewolucji proletariackiej przez lokalne samorządy do budowy domów i farm. Obecnie większa część Wielkiego Muru jest w złym stanie i porozrywana na kilkanaście odcinków o różnej długości. Stopniowo jest odbudowywany, a tylko niewielkie fragmenty są udostępnione turystom. Problemem w kompleksowej odbudowie jest fakt, że z racji charakteru tego obiektu prace związane odbudową nie są w gestii jakiegoś konkretnego ministerstwa – nie jest to ani typowy zabytkowy pałac czy świątynia, ani też stanowisko archeologiczne. W 1987 roku Wielki Mur został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a 7 lipca 2007 ogłoszono go jednym z Siedmiu Nowych Cudów Świata.
W okolicach Pekinu jest 6 fragmentów Wielkiego Muru, udostępnionych turystom. My pojechaliśmy do najbardziej znanego, „żelaznego punktu” wizyt zagranicznych przywódców składających wizyty w Chinach - Badaling. (A ściślej: do części położonej nad przełęczą Juyongguan.) Tu też ślizgał się na oblodzonej powierzchni muru nasz prezydent Andrzej w listopadzie 2015 r. Badaling to pasmo wzgórz będących formalnie w granicach miasta, leżących ok. 60-70 km od centrum. Całkowita długość muru w tym regionie, ufortyfikowanego 19 strażnicami, wynosi 4,8 km. Ten fragment muru pochodzi z około 1505 r. (to oczywiście dynastia Ming) i był pierwszym odcinkiem udostępnionym turystom (1957 r.). Położony jest na wysokości ok. 1000m n.p.m., w pięknej scenerii zielonych wzgórz. Jest to też najlepiej zachowany odcinek Wielkiego Muru, stąd jego wielka popularność i powstała tu infrastruktura dla obsługi turystów. Obawiałem się wielkich tłumów, bo widziałem zdjęcia z tych okolic, gdzie pomiędzy murkami przemieszcza się kolorowy „dywan” turystów. Głowa przy głowie. Na szczęście nie było tak źle – jak na chińskie warunki, wręcz pusto. Zaskoczyło mnie coś innego – że tak bardzo musieliśmy się wspinać, miejscami po naprawdę wysokich stopniach. Wyobrażałem sobie, że szczytem biegnie płaska droga – może trochę z górki i pod górkę, ale bez stopni. A tu w większości było bardzo stromo (a są jeszcze bardziej strome odcinki). Widoki z tego miejsca są trudne do opisania – niesamowite. Szkoda, że zdjęcia nie są w stanie tego przekazać. W oddali widzieliśmy inną część muru - szerszą i mniej stromą, więc łatwiej dostępną, ale pewnie przez to bardziej zapełnioną turystami. Jako pamiątkę (oprócz zdjęć) przywieźliśmy stąd certyfikat zaświadczający o zdobyciu muru, wypalony po chińsku i angielsku na zwoju z bambusa.
Wracając do centrum trafiliśmy na godziny popołudniowego szczytu – ulice były bardzo zatłoczone i powrót zajął nam blisko 2h. Kolację mieliśmy zaplanowaną tuż przy wiosce olimpijskiej (z igrzysk w 2008 r.), zamienionej obecnie na osiedle mieszkaniowe o wyższym standardzie niż typowe bloki mieszkalne. Jednak jeszcze na krótko podeszliśmy do Centrum Olimpijskiego, którego największą chyba atrakcją jest oryginalny Stadion Narodowy znany również jako Ptasie Gniazdo (na 91 tys. miejsc - nasz „Narodowy” ma ledwie 58 tys.) oraz pływalnia olimpijska – Wodny Sześcian. Wygląda trochę jak kostka lodu, ale jeszcze lepiej prezentowała się godzinę później, kiedy wracaliśmy z kolacji - podświetlona od środka mieniła się różnymi kolorami. Niestety zdjęcia z autokaru nie wyszły 🙁 A na kolację w Pekinie była... Kaczka po Pekińsku. Smakowała wybornie – kawałki je się zawinięte wraz z sosem w cienkie naleśniki – ale tyle roboty jest z jej zrobieniem (i zajmuje to dużo czasu), że chyba nie uda nam się tego powtórzyć w Polsce.