Podróż do Chin zajęła nam dużo czasu. Po tym, jak pół roku wcześniej jadąc do Grecji, przez wypadek na autostradzie prawie spóźniliśmy się na samolot, tym razem wyruszyliśmy na lotnisko dzień wcześniej. Przenocowaliśmy w hotelu przy lotnisku i w samo południe przeszliśmy kilkadziesiąt metrów do terminala. Z ulgą odebraliśmy na stanowisku Rainbow paszporty z chińską wizą - do tego momentu nie mieliśmy potwierdzenia, że nasz wniosek wizowy został zaakceptowany (pewnie gdyby nie był, to biuro by nas wcześniej powiadmiło, ale wszystko może się zdarzyć...). Potwierdziło się też, że leci z nami nasza pilotka - mieliśmy dużo szczęścia, bo zwykle grupa leci sama, zdana po przylocie na siebie. Niestety samolot miał blisko 2h opóźnienia - wystartowaliśmy dopiero przed 16:00. Przelot szerokokadłubowym Airbusem A330 liniami Air China trwał nieco ponad 8 godzin. W tym czasie dostaliśmy na pokładzie dwa pełne posiłki - odpowiedniki lunchu i kolacji, i wielokrotnie napoje.
Na lotnisku w Pekinie lądowaliśmy po północy, a po przestawieniu zegarków o 6 godzin okazało się, że jest już 6:00 rano - straciliśmy więc bezsennie całą noc. Lotnisko w stolicy Chin jest drugim pod względem przepustowości portem lotniczym świata, ale największym na jakie można bezpośrednio dolecieć z Polski. Nowoczesny terminal T3, wybudowany na Igrzyska Olimpijskie w 2008 roku, to prawdziwy gigant. Jest to obecnie największy budynek terminala na Świecie oddany w jednym etapie - o powierzchni prawie 100 hektarów! Dużo czasu zajęło nam przejście z rękawa usytuowanego niemal na skraju terminala do centralnej części. Tam wypełniliśmy kartę przylotową i po odstaniu w długiej kolejce stanęliśmy przed urzędnikami kontroli granicznej, gdzie zeskanowano nam odciski palców.
Ponieważ przeszedłem przez tę kontrolę szybciej niż Madzia, od drugiej strony mogłem podejrzeć monitory obsługi podczas gdy trwała jej kontrola. I od razu mogłem zobaczyć rezultat wszechobecnego monitoringu i technologii rozpoznawania twarzy: ma monitorze widać było obok siebie 3 zdjęcia - zrobione właśnie przy kontroli, zdjęcie z paszportu oraz trzecie, wykonane w innej części terminala - system bezbłędnie je powiązał. Więcej o kontroli społeczeństwa napiszę w osobnym rozdziale.
Sporym zaskoczeniem było to, że dalszą „podróż” przez terminal odbyliśmy mini-koleją - podobną do metra: 2-kilometrowy odcinek do drugiego krańca terminala, gdzie już czekały nasze bagaże, zajął nam ok. 4minut. Od wylądowania do odebrania walizek minęło blisko 1,5h. Podobno to niedługo, bo zazwyczaj trwa to do 3h. (Dla porównania po powrocie do Polski ta sama czynność zajęła nam 20 minut.) Niestety nie był to jeszcze koniec - ponad pół godziny czekaliśmy na dwoje osób z naszej grupy, którzy utknęli na etapie skanowania palców - skaner nie był w stanie pobrać odcisków jednej z nich i po wielokrotnych próbach, manualnym wsparciu pracowników lotniska albo się to wreszcie udało, albo osoba ta została przepuszczona bez skanu. Zajęło to tak długo, że w tym czasie ich bagaż trafił do części „bagaż zaginiony”. I znów strata czasu na znalezienie i ostateczne odebranie bagażu: lotnisko opuściliśmy po 2 godzinach od wylądowania. Bardzo zmęczeni wyruszyliśmy autokarem do centrum Pekinu - na śniadanie. Nasza wycieczka rozpoczęła się...