Opuszczamy lotnisko i jedziemy do centrum Pekinu. Mimo, że jest już po porannym szczycie, autostrada z lotniska nadal jest trochę zakorkowana - jak zwykle. Ale podobno teraz to „dobry korek” - autokar nie stoi, tylko powolutku się przemieszcza. A my chłoniemy zupełnie nowe dla nas widoki i miejskie krajobrazy. I staramy się robić zdęcia, ale przez szyby autokaru nie wychodzą najlepiej. Pierwszymi rzeczami, które nas uderzyły, to szerokie arterie, wysokie (miejscami gęsto upakowane) budynki oraz mnóstwo zieleni i kwiatów. To nie tylko skwery czy trawniki - wzdłuż całej drogi pełno jest kwitnących, kolorowymi kwiatów. Rosną one albo w wielkich skrzyniach pomiędzy jezdniami, albo w małych skrzynkach (podobnych do naszych, balkonowych), zawieszonych na barierkach rozdzielających jezdnie. Miejscami widzimy też wzdłuż drogi całe rabaty gęsto kwitnących róż. Początek zapowiada się nieźle... Zjeżdżamy z autostrady, w miarę docierania do centrum ruch jest coraz większy. Spodziewałem się wielu rowerzystów, przecież Kate Melua śpiewała „There are nine million bicycles in Beijing / That's a fact”. A tu niespodzianka: więcej widzimy skuterów, podobno prawie wszystkie są elektryczne. Rowery też się pojawią, ale w samym centrum - Pekin to w końcu wielka metropolia - 22 mln mieszkańców na prawie 16,5 tys. km2 - jest tak wielka, że miasto stanowi jednocześnie odrębną prowincję (część zubarnizowaną zamieszkuje 20 mln). Dla porównania, taką powierzchnię jak Pekin mają u nas średnie województwa - np. kujawsko-pomorskie ma niecałe 18 tys. km2. Tylko gęstość zaludnienia jest tu znacznie większa - ponad 10-krotnie.
Kilkanaście lat temu Chiny wymusiły na państwach Zachodu zmianę transkrypcji nazwy miasta - obecnie to nie Pekin, ale Beijing [bej-dżing]. Słowo to znaczy dosłownie „Północna (Bei) Stolica (jing)” (podobnie jest w innych krajach Dalekiego Wschodu - w nazwie stolicy jest słowo „stolica”). Na zapisanie nazwy są dwa ładne chińskie znaki - na tablicach rejestracyjnych prawie wszystkich aut widzimy tylko drugi: stolica - w końcu jest tylko jedna, to po co pisać, że północna? Miasto miało w starożytności różne nazwy. Na początku przedostatniej dynastii - Ming (XIV-XVIIw) - nazywało sie Beiping („Północny Pokój” - w sensie pomieszczenia). Kiedy w 1403r. cesarz Yongle uczynił je stolicą, zmienił nazwę na obecną - Beijing. Ale gdy w XXw. Pekin stracił na jakiś czas status stolicy Chin, czasowo przywrócono starą nazwę. Na szczęście w Polsce oprócz oficjalnej transkrypcji mamy jeszcze rodzime nazwy geograficzne, w tym Pekin. Jadąc do Pekinu obawialiśmy się smogu, który nie tylko będzie utrudniał oddychanie, ale przede wszystkim zasłaniał widoki. To jeden z wielu mitów o Chinach - kiedy w 2017 r. zamknięto ostatnią elektrownię węglową zasilającą miasto, stolica stała się pierwszym miastem w Chinach, w którym cała energia pochodzi głównie z elektrowni wiatrowych i gazowych. Inne zakłady też przeniesiono z dala od Pekinu i obecnie o smogu można tam zapomnieć (zdarza się jeszcze, ale bardzo rzadko). Czasem tylko powietrze robi się podobnie brudne jak od smogu, ale to tumany pyłu gnane przez wiatr znad Mongolii Wewnętrznej - głównie w kwietniu i maju. Zimą widoczność ogranicza „zwyczajna” mgła, podobna do smogu, ale nie szkodliwa. My mieliśmy w Pekinie (i innych miastach) idealną widoczność.
Obszar Pekinu rozrósł się w ostatnich kilkudziesięciu latach straszliwie, jako konsekwencja gwałtownego rozwoju liczby mieszkańców (z około 1 miliona pod koniec lat '70 ubiegłego wieku). Pokazują to kręgi obwodnic, budowane na obrzeżach, a po kilku latach wchłaniane przez miasto. Obecnie jest 5 obwodnic, a na początku wielkich zmian politycznych i gospodarczych, w latach '80 ubiegłego wieku, granicę miasta stanowiła 3. obwodnica. Natomiast centrum miasta uległo największym przeobrażeniom przed Igrzyskami Olimpijskimi w 2008 r. Wiele małych, niskich tradycyjnych domów (hutong) zostało wyburzonych, a na ich miejscu stawiano wielopiętrowe bloki. Wyburzone budynki dały też przestrzeń dla szerokich arterii miejskich. Bardzo rozbudowane zostało metro, stając się drugim pod względem wielkości na świecie (z 693 km długości w 2020 r., ustępuje tylko metru w Szanghaju). Ścisłe centrum (Guomao), z dużą liczbą wieżowców, też powoli zaczyna się zagęszczać. Beijing Financial Street ciągnąca się w Fuxingmen i Fuchengmen, to natomiast centrum finansowe metropolii. Dzielnice Wangfujing i Xidan to dzielnice handlowe. Zhongguancun to dzielnica nazywana chińską doliną krzemową. Produkuje się tu wyroby elektroniczne (w tym komputery), ponadto rozwija się przemysł informatyczny i nowoczesnych technologii. Dzielnica jest także centrum badań w dziedzinie farmaceutyki. Dzielnica Yizhuang, umieszczona na południowy wschód od centrum miasta, również jest ośrodkiem farmaceutyki. A na obrzeżach miasta rozwinięte jest rolnictwo - uprawia się głównie pszenicę i kukurydzę. W architekturze Pekinu coraz rzadziej widać tradycyjne budownictwo. Zabudowa starych, niskich, otoczonych murem kwartałów mieszkalnych zwanych hutongami zanika. Ostatnio jednak rząd postanowił oszczędzić kilka dzielnic hutongów - stają się one zabytkiem miasta. W architekturze miasta dominują budynki z II połowy ubiegłego wieku - wysokie, kanciaste, nie zawsze ładne bloki. W samym centrum króluje oczywiście współczesna, „szklana” zabudowa. Do hutongów jeszcze powrócę, tymczasem zbliżamy się do pierwszego obiektu, który mamy zwiedzać - Świątyni Nieba.
Świątynia Nieba (Tian Tan) (PLAN)
W południowo-wschodniej części centralnego Pekinu leży kompleks sakralnych budowli taoistycznych Tian Tan. Miejsce to było dwa razy w roku odwiedzane przez cesarzy z dynastii Ming (XIV-XVIIw) i Qing ([Czing] XVII-XXw) w czasie ceremonii, podczas których modlono się do Nieba o obfite plony rolne. Uważana jest za świątynię taoistyczną, ale chińska wiara w Niebo, popularna szczególnie wśród panujących dynastii, występowała jeszcze przed powstaniem taoizmu (II-IIIw). Kompleks powstał w pierwszych latach XVw. za panowania cesarza Yongle, jak tylko przeniósł do Beijingu stolicę państwa (to ten sam cesarz i te same czasy, które wiążą się z Zakazanym Miastem - jeszcze będziemy do niego wracać). Początkowo kompleks nosił nazwę Świątyni Nieba i Ziemi, jednak po rozbudowie 150 lat później zmieniono nazwę na obecną. Jak większość budowli cesarskich w Pekinie, Świątynia Nieba nie była dostępna dla zwykłych śmiertelników. W 1912 roku, podczas pierwszych obchodów Dnia Republiki, została po raz pierwszy otwarta dla mieszkańców Pekinu. Od wielu lat jest istotnym miejscem na trasie turystycznej, jako jeden z najlepiej zachowanych przykładów chińskiej architektury i sztuki sakralnej. W 1998 roku cały kompleks został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ponownie przypomniano sobie o świątyni przy okazji IO 2008 - kiedy to poddano ją gruntownemu i kosztownemu odrestaurowaniu (47 mln juanów = prawie 6 mln dolarów).
Kompleks Świątyni Nieba zajmuje rozległy, kwadratowy obszar o powierzchni 270 hektarów, z zaokrąglonym północnym krańcem. W jego skład wchodzą trzy główne grupy budowli wzniesione z zachowaniem ścisłych reguł filozoficznych, położone na osi północ-południe. Budowla w harmonijny sposób łączy elementy Ziemi, symbolizowane przez kwadrat i Nieba, symbolizowane przez okrąg. Okrągłe pawilony i ołtarze wzniesiono na kwadratowych podstawach. Cesarz wkraczając do świątyni symbolicznie opuszczał kwadratową Ziemię, by złożyć pokłon Niebu, wyrażonemu przez zaokrąglone sklepienie budynku stojącego przy półokrągłej granicy kompleksu. Dwa razy w roku cesarze opuszczali królewski pałac - Zakazane Miasto i z całą świtą przybywali do tego miejsca. Cesarz, uznawany za Syna Niebios, wchodząc do świątyni stawał się łącznikiem pomiędzy ludem a siłami wyższymi. Tylko on mógł, w imieniu poddanych, złożyć ofiary Niebu i błagać o przychylność. W dniu przesilenia zimowego cesarz dziękował za poprzednie plony, a w połowie pierwszego miesiąca roku księżycowego prosił bogów słońca, księżyca, chmur, deszczu, piorunów i błyskawic o błogosławieństwo urodzaju na kolejny rok. Klęski nieurodzaju, takie jak susze czy powodzie, były naocznym dowodem, że cesarz nie cieszy się przychylnością niebios, przez co tracił uznanie poddanych.
Po nocy spędzonej w Pałacu Abstynencji, skoro świt, ubrany w żółte szaty Syn Niebios w uroczystym orszaku Zachodnią Bramą wkraczał na teren świątyni. My po nocy spędzonej bezsennie w samolocie, zaczęliśmy zwiedzanie przechodząc przez Bramę Południową. Po kilku minutach dotarliśmy do pierwszej z trzech głównych budowli: Okrągłego Ołtarza Nieba zbudowanego w 1530r. przez cesarza Jiajing. To najświętsze miejsce kompleksu, w którym cesarz składał ofiary. Ołtarz jest okrągłą, trzypoziomową platformą zbudowaną z marmuru, otoczoną dwoma murami - wewnętrznym okrągłym (Niebo) i zewnętrznym - kwadratowym (Ziemia). Poszczególne elementy budowli wielokrotnie nawiązują do liczby 9 (i jej wielokrotności) - uważanej w kosmologii chińskiej za symbol Nieba i cesarza. Na górnej platformie, dziś pustej, stał niegdyś Tron Nieba. Miejsce to uważane było za środek cesarstwa i całej Ziemi. Kilkanaście lat temu, w Delfach w Grecji, widzieliśmy inny środek (pępek) świata 🙂 Z tego punktu, daleko w oddali, widzieliśmy drapacze chmur finansowego centrum miasta (z najwyższym China Zun - Chińska Waza - 528 m) - oddalone o prawie 10km.
Tuż za ołtarzem mieści się druga najważniejsza budowla kompleksu – drewniany Pawilon Cesarskiego Sklepienia Nieba wybudowany w 1530 r. Było to miejsce medytacji cesarza, tu też zasięgał rady bogów w sprawach państwowych. Wewnątrz pawilonu przechowywano stele (kamienne tablice) używane podczas ceremonii ofiarnych. Przed uroczystością cesarz rozpalał tu kadzidła i składał trzykrotny pokłon. W budynkach po obu stronach pawilonu znajdują się inne stele, które służyły do oddawania kultu pięciu podstawowym pierwiastkom (woda, ogień, drewno, ziemia, żelazo) oraz zjawiskom naturalnym (deszcz, burza, błyskawice). Koncentryczny mur wokół pawilonu to Ściana Echa - podobno jeśli klasnąć stojąc na kamiennej płycie tuż przed schodami do pawilonu - echo odpowie 1x. Po klaśnięciu stojąc na drugiej - odpowie 2x i 3x na trzeciej płycie. Podobno też szepty wypowiadane przy jednej części muru są słyszane po przeciwnej stronie okręgu. My tego nie mogliśmy sprawdzić, ze względu na kłębiących się, głośnych Chińczyków. Kierujemy się dalej na północ i przechodząc przez Bramę Chengzhen wchodzimy na Czerwony Most – kamienną platformę o długości 360 m, którą cesarz podążał z Pawilonu Cesarskiego Sklepienia Nieba do trzeciej najważniejszej budowli kompleksu.
Okrągły Pawilon Modlitwy o Urodzaj (zwany też Pawilonem Modłów o Pomyślny Rok), to główny budynek kompleksu, znajdujący się na północnym jego krańcu. Przypomina trochę poprzedni pawilon, ale jest znacznie większy. Wykonany jest w całości z drewna, bez użycia gwoździ. Świątynia o średnicy 32 metrów i wysokości 38 metrów zwieńczona jest potrójnym dachem wykonanym z niebieskich dachówek symbolizujących Niebo. Sklepienie podtrzymywane jest przez 28 bogato zdobionych kolumn. W czterech stronach świata, bliżej środka, znajdują się 4 potężne, zdobione złotymi ornamentami Smocze Kolumny, symbolizujące cztery pory roku. Pozostałe 24 kolumny symbolizują 12 miesiący i 12 godzin dnia. We wnętrzu dekorowanym barwnymi malowidłami, na kopule znajduje się wizerunek smoka, uosabiającego cesarza Chin. Za panowania dynastii Ming i Qing ten właśnie pawilon był miejscem modlitw cesarzy Chin o obfite plony (na środku stał tron). To jedno z najbardziej znanych arcydzieł architektury epoki dynastii Ming, przedstawiane na pamiątkach czy pocztówkach z Pekinu. Niestety oryginalny budynek spłonął w 1899 roku w wyniku uderzenia pioruna, ale szybko został wiernie zrekonstruowany. Nasza wycieczka po kompleksie Świątyni Nieba dobiegła końca - przez zadaszony Długi Korytarz kierujemy się do Wschodniej Bramy. Belki podtrzymujące dach korytarza ozdobione są zielono-niebieskimi ornamentami. Kiedyś korytarz prowadził do Boskiej Kuchni, gdzie przygotowywano ofiary dla niebios. A obecnie też ma związek z „kuchnią” - w wielu krużgankach chińskie rodziny, zmęczone zwiedzaniem, zajadały się przyniesionym prowiantem.
A po zwiedzaniu czekała nas miła niespodzianka - pomimo, że nie było tego w programie wycieczki, pojechaliśmy na wczesny (ok. 12:00) lunch do restauracji. Było to nasze pierwsze spotkanie z prawdziwą kuchnią chińską. Jaka ona jest? Dla Europejczyka dość egzotyczna. Potrawy w większości składały się z warzyw, z małymi kawałkami mięsa (kurczak, wieprzowina, rzadziej wołowina) albo tofu, charakterystycznie przyprawione (np. sos sojowy, imbir, czosnek) - często dość ostro (chili). Było trochę owoców morza i ryb, grzybów, glonów, pędów bambusa. No i oczywiście duża miska ryżu - jak komuś nie smakowała „chińszczyzna”, to mógł dojadać ryżem. Co ciekawe, Chińczycy nie uznają podziału na pierwsze, drugie danie i deser - traktują każdą potrawę na równi z innymi. I nie przeszkadza im mieszanie słodkich i „wytrawnych” potraw. Jedną z potraw zawsze były zupy (Chińczycy jedzą je na koniec), ale nie cieszyły się naszym powodzeniem, głównie ze względu na wygląd (jedna z nich wyglądała jak zupa ze smarków). Do posiłków była herbata, butelka (1,5l) coli i 2 butelki (0,5l) lokalnego, lekkiego piwa - na 9-10 osób. Piwa czasem brakowało, ale można było dokupić. Cola zwykle zostawała, podobnie jak herbata. Poza kilkoma przypadkami, jedzenia zawsze mieliśmy w wystarczającej ilości. W ciekawy też sposób serwowano obiady i kolacje: okrągły stół na 9-10 osób, z obrotowym środkiem, zastawionym miskami z potrawami. My braliśmy sobie po trochu na własne talerzyki, ale widzieliśmy, że Chińczycy jedzą wprost z tych misek. Obrotowa „taca” dobrze się sprawdzała - każdy mógł spróbować wszystkiego po trochu. Ale jakiś czas zajęło nam nauczenie się kręceniem nią, tak żeby nie wyrwać komuś czegoś spod widelca i żeby nie poprzewracać szklanek wystającymi łyżkami czy widelcami. A właśnie widelce! Nakrycia do stołu, jak to w Chinach, zawierały talerzyk i pałeczki. Dla nas jednak robiono wyjątek i dostawaliśmy dodatkowo widelce. Ale już po kilku dniach dość dobrze radziliśmy sobie z pałeczkami.
Po lunchu, dotarliśmy do hotelu o dumnej nazwie: Super House International, w którym mieliśmy spędzić 2 noce. Na pierwszy rzut oka wydawał się nam bardzo dobry i w sumie zły nie był, ale w porównaniu do kolejnych, w których mieszkaliśmy, był chyba najsłabszy. Mieliśmy tu ok 3h na odświeżenie się i zdrzemnięcie - pierwszy raz od ponad 30 godzin. Gdyby nie to, większość z nas zapewne drzemałaby podczas przedstawienia Opery Pekińskiej (niektórzy i tak drzemali 🙂 ). W drodze na przedstawienie operowe znów chińskie przysmaki - kolacja była bardzo podobna do obiadu - i tak też było w kolejnych dniach.
Opera Pekińska
Opera Pekińska to najbardziej znana forma chińskiej opery, mająca rangę klasycznego teatru narodowego. Ukształtowała się w połowie XIX wieku - czyli nie tak dawno. Ma swój początek od wystąpienia w 1790 r. dla uczczenia urodzin cesarza Qianlonga. Po tym wydarzeniu wiele trup teatralnych przyjechało do Pekinu, by tam występować. Na typowy spektakl składają się śpiew, dialogi, a także gesty, ruchy, walka i akrobacje aktorów. Opera Pekińska jest bardzo symboliczna i alegoryczna. Niemal nie używa się w niej dekoracji, a miejsce i czas akcji określa zazwyczaj muzyka. Aktorzy dla oddania sytuacji posługują się symbolicznymi rekwizytami i tak np. bat w ręku oznacza jazdę konną, wiosło - przeprawianie się przez rzekę, chorągwie za plecami - prowadzenie oddziału wojskowego itp. Bardzo ważne są maski noszone przez aktorów, bo oznaczają charakter danej postaci: czerwona oznacza człowieka uczciwego, biała kłamcę, żółta wojownika, zaś złota bóstwo. Również ruchy aktorów są ściśle określone kanonami. Strach ukazywany jest przez wymachiwanie rękami nad głową, zaś złość poprzez wciągnięcie głowy między ramiona. Wszystkie te elementy sprawiają, że dla niebędącego Chińczykiem widza Opera Pekińska jest zazwyczaj zupełnie niezrozumiała. W przeszłości postacie kobiece były odgrywane przez mężczyzn, ale obecnie bywa na odwrót. Aktorzy często posługują się archaiczną odmianą tutejszego dialektu, który jest zupełnie inny od współczesnego języka. Często więc nawet sami Chińczycy nie mogą zrozumieć, o czym mówią aktorzy. Dlatego w niektórych nowoczesnych teatrach, wyświetlany jest tekst - we współczesnym języku chińskim, a czasem nawet po angielsku. W przeciwieństwie do tradycji Zachodu, w Operze Pekińskiej nie ma miejsca na interpretację ani na osobowość aktora: tu ceni się mistrzowskie wykonanie, idealne odtworzenie roli według schematu, co nie jest proste. W 2010 roku Opera Pekińska została wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.
Przedstawienia Opery Pekińskiej wystawiane są obecnie w kilku miejscach miasta. My mieliśmy okazję zobaczyć je na najbardziej prestiżowej scenie - w Teatrze Liyuang. I na początku podwójne zaskoczenie. Najpierw jeśli chodzi o lokalizację: wchodziliśmy do hotelu Qianmen Jianguo, bo jak się po chwili okazało, teatr mieści się w tym samym budynku. Druga rzecz zaskoczyła nas kiedy weszliśmy na widownię: dolna połowa to nie była typowa widownia w formie amfiteatru, tylko wyglądała jak sala restauracji, z nakrytymi do posiłku stolikami. Tym razem mieliśmy miejsca na górnej, tradycyjnej widowni, ale kilka dni później, w Xi'an, uczestniczyliśmy w innym przedstawieniu przy takich właśnie stolikach, jedząc tam wcześniej kolację. Czy było warto? Nie jestem zwolennikiem tradycyjnej, włoskiej opery i ta też mnie nie zachwyciła. A piskliwe, głośne śpiewy w pierwszej części prawie nas wykończyły. Ale warto było to zobaczyć choćby po to, żeby poznać taki lokalny folklor chiński - zupełnie inny od Zachodniego. Przedstawienie nie jest na tej wyciecze fakultatywne (jako jedyne jest w programie) i to chyba dobrze, bo na słowo „opera”, nie każdy zdobyłby się na wysupłanie stu kilkudziesięciu yuanów (kilkudziesięciu złotych), a straciłby wówczas możliwość poznania kawałka chińskiej kultury. Zobacz FILM